"Nie mieszkamy już nad niebem. Niebo znikło, przepadło bez, śladu. Miejsce obramowanego girlandami róż błękitu, z zastygłymi w swych śmigłych przelotach jaskółkami zajęła na suficie sieni przygnębiająco jednostajna i aż tępa w swej absolutnej obojętności prostokątna, szarawa płaszczyzna. Wprawdzie ta jej beznadziejnie nijaka, wilgotna szarość przebłyskuje już tu i ówdzie suchymi, białymi pasmami - czyż jednak cokolwiek się zmieni przez to, że niebawem cały sufit zajaśnieje świeżą, niepokalaną bielą? Na zawsze już pozostanie pusty i martwy. A ja nigdy więcej nie odczuję chęci wzlotu w tchnące różanym powiewem niebo mego dzieciństwa.
Zniszczył mi je Miśku Gałuszka. Kiedy wracając wczoraj z budy wszedłem do sieni, trafił mnie swoim ociekającym wapienną pobiałą ławkowcem prosto w serce. Ze ściśniętym gardłem patrzyłem na kres mego nieba. Błękit gasł z wolna w tumanie napierającej nań szarej, mokrej mgły. Róże więdły i nikły jedna po drugiej, a jaskółki w rozpaczliwym wysiłku swych skrzydeł usiłowały umknąć przez podwórzową bramę. Daremnie jednak, wkrótce i one zginęły z ręki Miśka polującego na nie z wysokiej malarskiej drabiny.
Dlaczego? Po co?"
Witold Szolginia - "Dom pod żelaznym lwem"